Decyzje CK wydane z naruszeniem zasad etycznych i współżycia społecznego – Przypadek Andrzeja Borysa

  Decyzje CK wydane z naruszeniem zasad etycznych
 i współżycia społecznego  - Przypadek Andrzeja Borysa


Pan Józef Wieczorek, 
Redaktor Główny Niezależnego Forum  Akademickiego

Szanowny Panie,

Działalność Centralnej Komisji ds. Stopni Naukowych i Tytułów w wielu 
przypadkach narusza prawa obywatelskie osób, które składają wnioski 
w postępowaniach  awansowych. W całym okresie swojego działania CK 
wydała i wciąż wydaje wiele "skandalicznych" decyzji. 
Dwie z nich dotyczą mojej osoby (utrącono moje wnioski: 
o uzyskanie stopnia dr hab. inż. i o uzyskanie tytułu profesora).

W tej ostatniej sprawie napisałem petycję do Marszałka Sejmu RP,
 ale  nie wiem, czy została ona w ogóle w Kancelarii Sejmu RP 
zarejestrowana. 
(Nie otrzymałem z Kancelarii Sejmu RP żadnego potwierdzenia.)

Jeżeli Pan poprze moją przedmiotową petycję - publikując ją 
na łamach Niezależnego Forum Akademickiego - 
będę bardzo wdzięczny....... 

Z poważaniem
Andrzej Borys
nauczyciel akademicki w Uniwersytecie Morskim w Gdyni 

--------------------------------------------------------
Temat: PETYCJA
Data: 2019-05-10 15:06

Pan
Marek Kuchciński
Marszałek Sejmu RP

Szanowny Panie Marszałku,

Z załączonym piśmie (patrz plik: Pismo MNiSW z dnia 30.04.2019 r..
pdf w załączeniu), będącym odpowiedzią z Ministerstwa Nauki 
i Szkolnictwa Wyższego (MNiSzW) w sprawie -którą zatytułowałem 
"Decyzje CK wydane z naruszeniem zasad etycznych i 
współżycia społecznego" i którą przedstawiłem w moich pismach 
z dnia 25. i 26 kwietnia br.  skierowanych do MNiSzW -
 otrzymałem informację, że: "... Nie ma również w polskim 
systemie prawa przepisu szczególnego, 
który wskazywałby organ sprawujący nadzór nad 
Centralną Komisją do Spraw Stopni i Tytułów."


Brak takiej kontroli spowodował, że decyzje Centralnej Komisji 
do Spraw Stopni i Tytułów (CK) były wielokrotnie wydane z 
naruszeniem podstawowych zasad etycznych i współżycia społecznego.
Decyzje te były powodem załamania się wielu obiecujących 
karier naukowych, a niektóre zakończyły się wręcz tragicznie.

Jestem jednym ze skrzywdzonych w ten sposób (poszkodowanych) 
przez CK.

W imieniu poszkodowanych przez CK jw. chciałbym prosić 
w tym miejscu Pana Marszałka o podjęcie inicjatywy legislacyjnej 
celem uzupełnienia wadliwej ustawy z dnia z  dnia 14 marca 2003 r. 
o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule 
w  zakresie sztuki (Dz.U. z 2017 r., poz. 1789)  o element kontrolny 
nad działalnością CK, który  umożliwiłby skrzywdzonym wniesienie 
wniosków o zbadanie zasadności decyzji CK - 
do wskazanego organu kontrolnego.

Można byłoby to zrobić w bardzo prosty sposób: poprzez nowelizację 
Ustawy z dnia 3 lipca 2018 r.
Przepisy wprowadzające ustawę – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce 
(Dz.U. z dnia 30.08.2018, poz. 1669). Moja propozycja jest następująca: 
uzupełnić Art. 189 ww.  Ustawy o następne trzy ustępy 
o treści jak poniżej:

ust.5 Przed zakończeniem działalności Centralnej Komisji do Spraw Stopni 
i Tytułów zostaną rozpatrzone wszystkie wnioski, w których wskazano 
decyzje tego organu podjęte z naruszeniem podstawowych zasad 
etycznych i współżycia społecznego. 
Wnioski te  wymagają wykazania powyższego.

ust.6 Wnioski, o których mowa w ust. 5 są rejestrowane przez  
Ministerstwo Nauki  Szkolnictwa Wyższego do dnia 31. grudnia 2019 r. 
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego ocenia również ich zasadność 
w zakresie słuszności wskazanego naruszenia podstawowych 
zasad etycznych i współżycia społecznego.

ust.7 Wnioski wymienione w ust. 5 i 6 powyżej, które zostały ocenione 
jako zasadne są kierowane do Centralnej Komisji do Spraw Stopni
 i Tytułów celem wdrożenia postępowania naprawczego.
Szanowny Panie Marszałku, byłbym Panu bardzo wdzięczny -
 w imieniu nas wszystkich poszkodowanych -za podjęcie się
 powyższej inicjatywy legislacyjnej. 
Czasu jest niewiele, bo - zgodnie z zapisem
Art. 189, ust. 4 Ustawy z dnia 3 lipca 2018 r. Przepisy wprowadzające 
ustawę – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce 
(Dz.U. z dnia 30.08.2018, poz. 1669) - 
"Z dniem 31 grudnia 2020 r. znosi się Centralną Komisję 
do Spraw Stopni i Tytułów."

Z wyrazami szacunku
Andrzej Borys
nauczyciel akademicki w Uniwersytecie Morskim w Gdyni 
Pan
Pagacz Sebastian
Główny specjalista
Wydział Awansu Naukowego
Departament Nauki MNiSzW

Szanowny Panie,

Dziękuję za Pana odpowiedź w załączonej sprawie.

Jednocześnie informuję Państwo, że 
NIE ŻYCZĘ SOBIE ŻADNEJ ODPOWIEDZI
w  przedmiotowej sprawie z Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów.

W pismach, które otrzymałem z Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów 
(CK) - od czasu mojego odwołania w sprawie habilitacji 
(w którym to informowałem CK o popełnionych nieprawidłowościach 
w przewodzie habilitacyjnym) - pełno było zawsze "dziwnych" 
sformułowań  i określeń pod moim adresem, półprawd, przeinaczeń, 
oskarżeń i zarzutów, niektóre wręcz obrażały moją godność.

Z tego powodu - proszę to zrozumieć - powtarzam jeszcze raz:
NIE ŻYCZĘ SOBIE ŻADNEJ ODPOWIEDZI w przedmiotowej sprawie
 z Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów.

Proszę to uszanować.

Z poważaniem
Andrzej Borys
Informacja wyjaśniająca: Na moje poniższe pismo, skierowane 
do Pani Alicja Duda z Biura Kontroli i Audytu MNiSzW, 
odpowiedział wymieniony powyżej Pan Pagacz Sebastian
 e-mailem bez treści, ale z dwoma załącznikami 
będącymi pismami podpisanymi przez Pana Bartłomieja Banaszaka, 
których treść została podana powyżej.
Pani
Alicja Duda
Biuro Kontroli i Audytu (BKA)
Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNiSzW)
w Warszawie


Szanowna Pani Dyrektor,

Niniejszym informuję Panią, mając na uwadze ustawowe obowiązki 
kierowanego przez Panią Biura w zakresie:

"Do zadań biura należy w szczególności:
prowadzenie kontroli:
jednostek organizacyjnych nadzorowanych przez Ministra,
.................." (strona WWW MNiSzW),

o przypadkach zastosowania przez Centralną Komisję ds. Stopni i Tytułów
(CK) różnych kryteriów oceny kandydatów do tytułu profesora, 
co skutkowało nadaniem tytułu profesora kandydatowi aprobowanemu
 przez CK, a odmową nadania tego tytułu kandydatowi 
nieaprobowanemu przez CK.
 Przy czym często kandydat nieaprobowany wykazywał się 
większymi osiągnięciami niż ten aprobowany przez CK, 
co nasuwa podejrzenie o wystąpieniu swego rodzaju korupcji 
(niematerialnej, nazywanej czasem: instytucjonalną) - 
w tych przypadkach. Jest rzeczą oczywistą,
że w tych przypadkach CK wydała decyzje z naruszeniem zasad etycznych i 
współżycia społecznego. A ponieważ zasady te nakazują, 
aby wyrządzone krzywdy zostały naprawione, informuję Panią 
- według właściwości - o przedmiotowych 
nieprawidłowościach.......


Z poważaniem
Andrzej Borys
Katedra Telekomunikacji Morskiej

dr hab. inż. Andrzej BORYS, prof. UMG

 

			

„Patrzym i widzym” – nawiązanie kontaktu intelektualnego obywatela z władzami akademickimi nie jest łatwe

„Patrzym i widzym” – nawiązanie kontaktu intelektualnego obywatela z władzami akademickimi nie jest łatwe

uj 2019.jpg

„Patrzym i widzym” – nawiązanie kontaktu intelektualnego obywatela z władzami akademickimi nie jest łatwe

Od 27 września 2018 r. monitoruję i ujawniam losy mojego roszczenia informacyjnego

https://blogjw.wordpress.com/2018/12/12/czy-na-terytorium-uniwersytetu-jagiellonskiego-wprowadzono-stan-wojenny/

https://blogjw.wordpress.com/2019/01/29/analfabetyzm-akademicki-do-pilnej-likwidacji/

skierowanego do władz UJ dotyczącego zapytań o stan wojenny, komunizm, archiwa UJ i do tej pory to roszczenie obywatela, zgodne z prawem, nie zostało zaspokojone, co zgodne z prawem nie może być. Informowanie mnie, że na wszystko o co pytałem otrzymałem odpowiedź, obraża moją inteligencję.

IMG_20190214_103548.jpg

Cierpliwie złożyłem 28 lutego 2019 r. na dzienniku podawczym UJ kolejne pismo

28 lutego 2019

, które ujawniam w domenie publicznej, dla ilustracji funkcjonowania elitarnego sektora publicznego odpowiedzialnego za formowanie naszych elit. Warto się z nim zapoznać z refleksją.

Kraków, 28 lutego 2019 r.

Józef Wieczorek

ul. Mariana Smoluchowskiego 4/1

30-069 Kraków

Rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego

prof. dr hab. med. Wojciech Nowak

ul. Gołębia 24
31-007 Kraków

W sprawie niezrealizowanego roszczenia informacyjnego

z dnia 27 września 2018 r. i 10 grudnia 2018 r.

Motto:

Patrzym i widzym: to, co jest, jest i jesce i to trza pedzieć,

ze jak cego nima, to znacy ze nima”.

Józek Zatłoka z Cyrwinnego

Uprzejmie dziękuję za list z dnia 7 lutego 2019 r., tym razem z czytelną pieczątką i podpisem, informujący mnie o tym, że rzekomo pismem z dnia 21 grudnia 2018 r. udzielono mi już odpowiedzi w pełnym zakresie [sic !], jakby negując całkowicie treść mojego ponownego roszczenia informacyjnego z 17 stycznia 2019 r. spowodowanego brakiem odpowiedzi merytorycznej, mającej moc prawną, na moje pierwotne roszczenie informacyjne.

Odwoływanie się do nieważnego pisma (bez czytelnego podpisu imieniem i nazwiskiem i z nieczytelną pieczątką ) jest nieporozumieniem i świadczy o arogancji/ignorancji ze strony władz UJ.

Jeśli urzędnik UJ nie potrafi się podpisywać imieniem i nazwiskiem, czy nie potrafi zrozumieć prostego, jasno napisanego pisma i merytorycznie na nie odpowiedzieć, to rektor w stosunku do takiego podwładnego winien wyciągnąć konsekwencje służbowe.

W pismach UJ wydrukowanych komputerowo a nie napisanym np. atramentem sympatycznym, którego bym nie potrafił odczytać, nie zauważyłem odpowiedzi na moje pytania, stąd nadal nie wiem:

czy na UJ był komunizm,

czy na UJ był stan wojenny,

czy na UJ była PZPR,

bo w historii UJ rozpowszechnianej w przestrzeni publicznej i polecanej do przyswojenia przez kandydatów na studentów UJ, takich informacji nie znalazłem i w związku z tym powstało moje roszczenia informacyjne, które do tej pory nie zostało zaspokojone.

Józek z Zatłoka, bohater „Filozofii po góralsku”, znanego na UJ ks. profesora Józefa Tischnera, jasno prawił „ Patrzym i widzym: to, co jest, jest i nimo prawa nie być i jesce i to trza pedzieć, ze jak cego nima, to znacy ze nima”.

Czytając „Dzieje Uniwersytetu Jagiellońskiego” ‚patrzym i widzym’, że nie ma takiego słowa jak komunizm, więc logiczny z tego wniosek ‚ze jak cego nima, to znacy ze nima”.

Czytając ‚Dzieje’ ‚patrzym i widzym’, że nie ma w historii UJ czegoś takiego jak stan wojenny, więc logiczny z tego wniosek ‚ze jak cego nima, to znacy ze nima”.

A ja się pytałem, czy na UJ był komunizm ? i czy był stan wojenny ? – czy nie ?! i odpowiedzi w listach, tak nieważnych, jak i ważnych z punktu widzenia prawnego takich informacji nie ma ! – „Patrzym i widzym i trza pedzieć, ze jak cego nima, to znacy ze nima”.

Informowanie mnie, że jest to czego nie ma jest dezinformacją, dowodem na brak zdolności rozumienia słowa pisanego/ analfabetyzm [?] odpowiadającego, na zapaść uniwersytetu …….

Uporczywe fałszowanie historii i jej propagowanie winno skutkować odebraniem akredytacji na taką działalność – szkodliwą społecznie. Autonomiczne fałszowanie historii nie może być tolerowane w systemie akademickim.

Nie otrzymałem też odpowiedzi na pytania dlaczego w Archiwum UJ nie ma wyników weryfikacji kadr akademickich r. 1982 i 1986, nie ma wyników działań komisji/rzeczników dyscyplinarnych w latach 80-tych, nie ma wyników pracy „komisji Wyrozumskiego” ‚mającej rozpoznać skalę represji i wyrządzonych krzywd pracownikom i studentom UJ w PRL–u ?

Chciałbym zauważyć, że UJ mimo autonomii obowiązuje prawo RP i konieczność poszanowania Konstytucji, która m. in. mówi:

Art. 61.

  1. Obywatel ma prawo do uzyskiwania informacji o działalności organów władzy publicznej oraz osób pełniących funkcje publiczne. Prawo to obejmuje również uzyskiwanie informacji o działalności organów samorządu gospodarczego i zawodowego a także innych osób oraz jednostek organizacyjnych w zakresie, w jakim wykonują one zadania władzy publicznej i gospodarują mieniem komunalnym lub majątkiem Skarbu Państwa.
  2. Prawo do uzyskiwania informacji obejmuje dostęp do dokumentów oraz wstęp na posiedzenia kolegialnych organów władzy publicznej pochodzących z powszechnych wyborów, z możliwością rejestracji dźwięku lub obrazu.
  3. Ograniczenie prawa, o którym mowa w ust. 1 i 2, może nastąpić wyłącznie ze względu na określone w ustawach ochronę wolności i praw innych osób i podmiotów gospodarczych oraz ochronę porządku publicznego, bezpieczeństwa lub ważnego interesu gospodarczego państwa.
  4. Tryb udzielania informacji, o których mowa w ust. 1 i 2, określają ustawy, a w odniesieniu do Sejmu i Senatu ich regulaminy.

a

Art. 51.

3Każdy ma prawo dostępu do dotyczących go urzędowych dokumentów i zbiorów danych. Ograniczenie tego prawa może określić ustawa.

4.Każdy ma prawo do żądania sprostowania oraz usunięcia informacji nieprawdziwych, niepełnych lub zebranych w sposób sprzeczny z ustawą.

I co ? UJ lekceważy sobie Konstytucję RP i taki sposób postępowania władz UJ nie zmienił się od lat i to bezkarnie:

np. w 18 marca 2008 r. pismem L. dz. 18/03/2008/1 zwracałem się na postawie art. 51 Konstytucji z roszczeniem informacyjnym dotyczącym m. in. dostępu do wszystkich dokumentów dotyczących mojej osoby, będących w posiadaniu UJ, na co otrzymałem 18. 04. 2008 odpowiedź [ZRP-0461/12/2008] że władze zwróciły się do jednostek UJ w sprawie odszukania dokumentów a 11 lipca 2008 pismem ZRP 0461/29/2008 otrzymałem odpowiedź, że inne jednostki poza Działem Spraw Osobowych UJ nie potwierdziły posiadania dokumentów, choć Dział Osobowy posiadał tylko przetrzebioną moją teczkę osobową (w momencie wypędzania mnie z uczelni kończyła się na wiośnie 1980 r. – a potem nastąpił okres post-historii, zarazem post-prawdy) . Faktem jest, że inni mieli dostęp do dokumentów np. mgr. Ługanowski – a ja nie !

I to bezprawie opisywane/dokumentowane przeze mnie w domenie publicznej m.in. https://nfapat.wordpress.com/category/sprawa-jozefa-wieczorka/ trwa do dnia dzisiejszego.

Chciałbym także zauważyć, że w „ INWENTARZ AKT DZIAŁU ORGANIZACJI UNIWERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO 1970-2013 SYGNATURA: DO 1-82 opracowała: Agnieszka Niedziałek http://www.archiwum.uj.edu.pl/documents/1445705/2350539/DO/27803fb7-c18f-402f-b029-fe083b356c1e figuruje :

„DO 5

Stała Rektorska Komisja ds. Etyki Nauczycieli Akademickich, 1999-2003, 2005. (Sprawy: prof. dr hab. Andrzeja Chwalby, dr Józefa Wieczorka, prof. Sylwestra Wójcika, p. Wojciecha Jakubowskiego, Fundacji dla UJ, prof. Lecha Witkowskiego, mgr Zofii Cześnikiewicz, prof. dr hab. Bogusława Bobka, sytuacja w Katedrze Prawa cywilnego). Protokoły posiedzeń, 1999-2001 „

Nie ma natomiast w inwentarzu archiwum UJ dokumentacji haniebnych czynów politycznej weryfikacji kadr akademickich z końca roku 1986 r. kiedy anonimowa komisja weryfikacyjna negatywnie mnie oceniała, bez kryteriów merytorycznych i bez podpisów imieniem i nazwiskiem ( analfabeci ?!) i to bezprawie zorganizowanej grupy przestępczej, realizującej z przyczyn politycznych weryfikację kadr niewygodnych dla przewodniej siły narodu, nie zostało anulowane, lecz utrzymane w mocy !

a trzeba zauważyć , że

Art. 44.Konstytucji RP : mówi

Bieg przedawnienia w stosunku do przestępstw, nie ściganych z przyczyn politycznych, popełnionych przez funkcjonariuszy publicznych lub na ich zlecenie, ulega zawieszeniu do czasu ustania tych przyczyn.

Przestępstwa politycznej weryfikacji kadr akademickich prowadzącej do wielkiej czystki akademickiej i luki pokoleniowej w systemie akademickim, zapaści polskich elit winny być ścigane do dnia dzisiejszego z urzędu – a nie są !

Ukrywanie przez uczelnie, w tym uczelnią wzorcową dla innych – UJ, faktów z okresu PRLu wskazuje na winnych tych haniebnych poczynań i zapaści systemu akademickiego w III RP, mimo ogromnego przyrostu pięknych nieruchomości akademickich, ilości ‚udyplomowianych’ i utytułowanych, oraz dziesiątki a nawet setki razy większych uposażeń biednych kadr akademickich [ np. w obecnych warunkach biedy akademickiej Rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego ma w sumie –33 300 tys. złotych brutto miesięcznie – Jawne, ale wcale nie publiczne – sprawdzamy zarobki rektorów – https://konkret24.tvn24.pl/polityka,112/jawne-ale-wcale-nie-publiczne-sprawdzamy-zarobki-rektorow,908323.html?fbclid=IwAR3Diymc-rUNtxAcA-FocIWPAQ6ycicZUc5FqQCcoD2uPEyW_32Zx7Q13k4] i jak wiadomo bieda jest główną bolączką uniwersytetu, co musi budzić wyrazy współczucia.

Z obecnego stanu realizacji mojego roszczenia informacyjnego wynika, że ‚Konstytucja dla nauki’ w żaden sposób nie zmienia ani patologicznej polityki historycznej, ani patologicznej polityki kadrowej uczelni.

Czy władze UJ autonomicznie podejmą rzetelną próbę wydostania się z tej zapaści ?

Nadal czekam na realizację mojego roszczenia informacyjnegoinformując o obecnym stanie rzeczy organy kontrolne, dla sprawdzenia czy jakiekolwiek organy państwa tak naprawdę kontrolują to co się dzieje na uczelniach.

Moje działania obywatelskie na rzecz naprawy systemu akademickiego [ także na UJ] , prowadzone przy nakładzie 0 zł z kieszeni podatnika,

ujawniam w domenie publicznej na moim blogu akademickiego nonkonformisty https://blogjw.wordpress.com/ i linkowanych tam opracowaniach [ kilkanaście tomików, kilka internetowych stron stowarzyszonych, wiele rejestracji audio …….]

Z oczekiwaniem na merytoryczną reakcję na moje roszczenie informacyjne

Józef Wieczorek

P.S.

W przypadku trudności ze zrozumieniem mojego słowa pisanego – co nadal jest faktem – proszę o wyznaczenie mi terminu spotkania,abym mógł za pomocą słowa mówionego moje roszczenie objaśnić.

Józef Wieczorek

Zapomniana wielka czystka akademicka epoki ‚jaruzelskiej’

Zapomniana wielka czystka akademicka epoki ‚jaruzelskiej’

prl nie upadl

Andrzej Krauze przed laty tak zilustrował to co ostatnio napisałem.

Zapomniana wielka czystka akademicka

Minął rok, w którym rozpoczęto wdrażanie w życie innowacyjnej Konstytucji dla nauki. Nad ustawą debatowano wiele, ale nie podjęto nawet próby odpowiedzi na pytanie, skąd się wzięły obecne kadry akademickie, koncentrując się na tym, aby tym obecnym kadrom było lepiej, niż jest.

Nie ma żadnych dowodów, że te kadry są najlepsze, jakie możemy mieć – jakkolwiek tak się je traktuje nie tylko w ustawach, a wiele wskazuje na to, że te kadry są znacznie słabsze od polskich możliwości.

Nie bez przyczyny, skoro kadry akademickie przez lata komunizmu formowano w warunkach negatywnej selekcji kadr i ten sposób wiele się nie zmienił w III RP.

W PRL-u zarządzający nauką na wyższych szczeblach podlegali nomenklaturze, a na szczeblach niższych preferowano spolegliwych wobec systemu, eliminując tych, którzy stanowili zagrożenie – rzeczywiste, czy urojone – dla przewodniej siły narodu.

Trzeba też pamiętać, że ok. 1/3 polskiego potencjału akademickiego znajduje się poza granicami kraju i dla nauki uprawianej w Polsce ten potencjał jest wykorzystywany w znikomym stopniu.

Pamięć o czystce akademickiej ’68

W roku 2018 minęło 50 lat od znamiennego roku 1968, kiedy z systemu akademickiego odeszło wielu naukowców pochodzenia żydowskiego. Ta pozamerytoryczna czystka jest nadal znana w przestrzeni publicznej i nawet eksponowana na wysokich szczeblach.

Skutkiem Marca 1968 r. było zerwanie ciągłości polskiej nauki- Marzec 1968 r. stał się pretekstem nie tylko do czystek antysemickich, ale również do uderzenia we wszystkich, którzy byli wierni tradycji niezależności akademickiej, dążenia do prawdy ponad podziałami ideologicznymi” – ocenił w rozmowie z PAP wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin. Z Polski wyemigrowały setki, o ile nie tysiące naukowców pochodzenia żydowskiego.”

A prezydent Andrzej Duda podczas obchodów 50. rocznicy Marca ’68 na Uniwersytecie Warszawskim powiedział: „Niektórzy mówią, że dzisiejsza Polska powinna przeprosić za tamten antysemicki akt dokonany przez ówczesne władze. Za to, że byli tacy Polacy, którzy się do tego wtedy przyłączyli. Za to, że wypędzono z Polski – bo tak trzeba to powiedzieć – paręnaście tysięcy ludzi.”

Fakt, że wielu naukowców i to utytułowanych, odeszło wówczas z polskich uczelni, ale wielu z nich na tych uczelniach nie powinno być zatrudnionych, ze względu na swoje poczynania u zarania instalacji systemu komunistycznego w Polsce, ze względu na współpracę z aparatem terroru (jak np. czołowe postaci tych ‚wypędzonych’ – Zygmunt Bauman czy Włodzimierz Brus], w tym udział w czystkach akademickich okresu stalinowskiego.

Ciekawe, że o tych wydarzeniach, o tej czystce roku 1968 ‚pamiętają’ ci, których jeszcze nie było na świecie lub chodzili wówczas, co najwyżej, w krótkich spodenkach.

Niepamięć o czystce akademickiej epoki ‚jaruzelskiej’

O czystkach późniejszych, które miały miejsce w epoce ‚jaruzelskiej’, jakoś się nie wspomina lub wspomina nader rzadko i oględnie. Nie podnosi się ich skutków dla degradacji systemu akademickiego, obniżenia poziomu nauki i edukacji w Polsce, jakby pamięć o tych czystkach dla dzisiejszego społeczeństwa, w szczególności dla społeczności akademickiego była niewygodna.

Wśród opozycji antykomunistycznej nieraz mówi się o braku oczyszczenia kadr akademickich u zarania III RP, ale niemal nie mówi się o oczyszczeniu kadr akademickich u schyłku PRLu !, pod batutą SB-PZPR, przez nomenklaturowe władze uczelni ! Oczyszczenia z elementu niewygodnego, wrogo, czy choćby krytycznie nastawionego do systemu komunistycznego, z elementu stanowiącego zagrożenie dla ‚przewodniej siły narodu’ i dla komunistycznego systemu wychowywania młodzieży akademickiej.

Nad tą czystką rozciągnięto zasłonę milczenia i nie ma woli, żadnej opcji, aby poznać zakres, przebieg i skutki.

Nie bada się strat wojennych na froncie akademickim podczas wojny jaruzelsko-polskiej. System opuściło wtedy wielokrotnie więcej ludzi nauki i studentów, niż w znamiennym roku ’68, i to tych, którzy nie mieli grzechów kolaboracji z systemem komunistycznym, tylko często stawiali opór antykomunistyczny.

W wyniku tej lustracji/weryfikacji nie usuwano tych, którzy byli/ współpracowali z tajnymi/jawnymi współpracownikami systemu komunistycznego, tylko tych, którzy nie byli/współpracować nie chcieli z budowniczymi systemu komunistycznego i do budowy tego systemu się nie nadawali ! Nie respektowali wartości/etyki na opak tego przestępczego (także dla nauki i edukacji) systemu.

Jedni zdołali wydostać się ze zniewolonej Polski, inni zostali zmuszeni do jej opuszczenia, inni znaleźli się poza systemem kształcenia na poziomie wyższym, aby nie wpływali na młodzież akademicką niezgodnie z principiami socjalistycznymi.

I nikt ich za to wypędzenie, nieraz dożywotnie, za zniszczenie warsztatów pracy – nie przeprasza ! Wilcze bilety im powydawane w PRL-u nadal bywają ważne, a badania tych haniebnych czystek są źle widziane.

Jeśli te kwestie się bada, to często metody i wyniki tych badań muszą budzić konsternację.

Bywa tak, że rzekome badania nad pokrzywdzeniem w PRL-u prowadzi się tylko wśród beneficjentów, którzy z sukcesem przeszli weryfikację, ale nie wśród poszkodowanych, którzy takiej politycznej, pozamerytorycznej weryfikacji – nie przeszli ! Przykładem są poczynania komisji senackiej UJ ,‚mającej rozpoznać skalę represji i wyrządzonych krzywd pracownikom i studentom UJ w PRL–u’ , które opisałem przed laty w tekście „Powracająca fala zakłamywania historii „ ( dostępny w archiwum Witryny Obywatelskiej Józefa Wieczorka).

Mimo, że Komisja Senacka UJ badania nad pokrzywdzonymi prowadziła to jednak dokumentów z jej „badań” brak !

Nie odpowiedziano nawet na stawiane pytanie „ dlaczego się nie zwrócił do pracowników usuniętych z uczelni skoro miał rozpoznać krzywdy, a usunięcie z uczelni należało do krzywd szczególnie dotkliwych. Pokrzywdzonych szczególnie należałoby szukać poza murami uczelni, poza listami płac, bo zwykle pokrzywdzeni żadnych płac już w UJ nie otrzymywali, nawet jak jeszcze pracowali naukowo „

pismo z uj

 Ustawy „jaruzelskie”

Czystki akademickie lat 80-tych to efekt wdrażania w życie systemu prawnego, a właściwie bezprawnego, junty Jaruzelskiego -nielegalnego dekretu o stanie wojennym, wprowadzonego przez zorganizowaną grupę przestępczą o charakterze zbrojnym i ustaw wprowadzonych w stanie wojennym i powojennym, kiedy prawo jeszcze zaostrzano, co miało zastępować lukę bezpieczeństwa dla systemu totalitarnego, stworzoną po wycofaniu z ulic czołgów i transporterów opancerzonych.

Ustawa o szkolnictwie wyższym wprowadzona w 1982 r., przygotowana przy pewnym udziale sił solidarnościowych, ale wprowadzana w życie w warunkach terroru, bynajmniej nie uchroniła niepokornych kadr akademickich od strat. Usunięto wówczas ze stanowisk wielu rektorów, prorektorów, dziekanów pochodzących z wyborów roku 1981. Wielu młodszych pracowników pozbawiano etatów na uczelniach. Łukasz Kamiński w 2001 r [„Rzeczpospolita”] nazwał to wielką czystką, bo „wnioski kadrowe” podjęto wobec 11 procent nauczycieli akademickich!

Ale ta czystka nie dała spodziewanych rezultatów dla ówczesnej junty, stąd konieczne było przygotowanie odpowiedniej nowelizacji prawa akademickiego, aby zapewnić ład i porządek na uczelniach, a przewodniej sile narodu – dominację w utrwalaniu systemu komunistycznego.

W aktach partyjnych [Źródło:AAN, PZPR, LYIII/185, b.p., mps. – w Spętana akademia tom 2 Polska Akademia Nauk w dokumentach władz PRL. Materiały partyjne 1950-1986 Pleskot Patryk, Rutkowski Tadeusz Paweł, Wydawnictwo: IPN 2012 ] czytamy „Strategicznie kluczowym problemem naszego systemu szkolnictwa wyższego i nauki jest przywrócenie wpływu partii i państwa na politykę kadrową w tych środowiskach w myśl postanowień XIII Plenum KC PZPR [z 1983 r.]. Niezbędny jest w tym zakresie kompleks przedsięwzięć legislacyjnych, organizacyjnych, politycznych i materialnych, które spowodują, że do zawodu nauczyciela akademickiego i pracownika nauki przychodzić będzie najzdolniejsza młodzież o zdecydowanych, prosocjalistycznych postawach, a niespełniających tych wymagań będą mogli być zwalniani….

Do najniezbędniejszych z nich należą: nowelizacja ustawy o szkolnictwie wyższym, przejście na kontraktowe zatrudnienie niektórych grup nauczycieli akademickich, etatyzacja uczelni, bezwzględne przestrzeganie kryteriów naukowych i ideowo-politycznych doboru kandydatów na stażystów, asystentów i doktorantów…....Akademickie i naukowe organy samorządowe muszą podjąć ostrą walkę z występującymi zbyt często w tych środowiskach lekceważeniem i selektywnym traktowaniem obowiązków służbowych, niską efektywnością i jakością pracy naukowej, dydaktycznej, a zwłaszcza wychowawczej, nieprzestrzeganiem etyki pracownika nauki i nauczyciela akademickiego socjalistycznego państwa…..”

Zgodnie z tymi dyrektywami przygotowano nowelizację prawa akademickiego (rok 1985), aby dokonać przeglądu kadr akademickich, także pod batutą SB

z teczek  SB.PNG

Współdziałanie sił partyjnych, SB, ministerstwa i władz uczelnianych okazały się owocne.

O tej weryfikacji kadr można np. przeczytać na stronach Uniwersytetu Gdańskiego „Czystka na uczelniachPod koniec 1985 r. Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego Benon Miśkiewicz podjął decyzje o zwolnieniu z kierowniczych funkcji w wyższych uczelniach około 40 osób, w tym sześciu rektorów. Minister skorzystał z uprawnień nadanych w znowelizowanej ustawie, że rektorów i dziekanów może zmienić w każdym czasie.

Największą czystkę przeprowadzono w Poznaniu, gdzie odwołano rektorów wszystkich uczelni oprócz Akademii Ekonomicznej, wszystkich prorektorów i dziekanów (z wyjątkiem jednego w UAM).

Wiązało się to z poznańskimi korzeniami ministra Miśkiewicza – po pierwsze chciał zapewnić swoim kolegom partyjne poparcie, a po drugie zapewne mścił się, że uczelnie w sposób demokratyczny wybrały nie tych, których partia sobie życzyła. Pracownicy UAM przesłali ministrowi Benonowi Miśkiewiczowi medal z jego podobizną i łacińską sentencją Vilem fieri auso , która w języku polskim oznacza: „Temu, który odważył się być podłym” z podpisem „Społeczność Akademicka”

Uniwersytet Jagielloński nie podaje takich informacji, bo badania profesorów nad pokrzywdzonymi, prowadzonymi tylko wśród beneficjentów systemu , takich pokrzywdzonych rzecz jasna nie wykazały. Widocznie dziesiątki zidentyfikowanych TW [ i setki nieujawnionych do tej pory w przestrzeni publicznej ‚jawnych współpracowników’ z PZPR] tak znakomicie ochraniały powierzony im obiekt, że rzekomo nikomu włos z głowy nie spadł ! A zatem w czasach jaruzelskich, czyli w czasie „stopniowej normalizacji systemu” [ w ujęciu profesorów UJ] – istne ‚dolce vita. [por. Kurier WNET, grudzień 2018 – Czy na terytorium Uniwersytetu Jagiellońskiego wprowadzono stan wojenny ?]

Jednakże prawdą jest, że i na UJ dokonywano w końcu 1986 r., politycznej weryfikacji kadr poprzez oceny pozamerytoryczne wystawiane przez anonimowe – do dnia dzisiejszego [!] gremia, bez podawania uzasadnienia, bez możliwości odwołania się do niezależnej instancji, bez możliwości zaskarżenia do sądu, a wśród ocen podkreślano negatywny wpływ na młodzież akademicką, negatywną postawę obywatelską, negatywną postawę etyczno-moralną czy niewłaściwość charakteru.

Niezłomni, nonkonformiści, nie mieli żadnych szans na pozostanie na uczelni i tak już pozostało, a beneficjenci czystek zadbali o niemal absolutną nieznajomość wielkiej czystki akademickiej schyłku PRLu.

[nieco więcej na ten temat można jednak przeczytać na mojej stronie Lustracja i weryfikacja naukowców PRL – https://lustronauki.wordpress.com/]

Tekst opublikowany w Kurierze WNET – styczeń 2019

Kiedy zostanę przeproszony za wypędzenie ?

Kiedy zostanę przeproszony za wypędzenie ?

Screen Shot 03-23-18 at 10.33 AM

Kiedy zostanę przeproszony za wypędzenie ?

Na okoliczność 50 rocznicy 68 r. w przestrzeni publicznej było wiele o skutkach komunistycznej, antysemickiej nagonki, która spowodowała masowy wyjazd kilkunastu tysięcy osób pochodzenia żydowskiego. Ten proces określano zwykle wypędzeniem, podkreślając krzywdy tych, którzy opuścili Polskę, oraz straty jakie poniosły polskie elity. Za Marzec przepraszał Prezydent, mimo że w tym znamiennym 68 roku jeszcze go nie było na świecie.

W mediach można było znaleźć artykuły pokazujący Marzec 68 w świetle bardziej zbliżonym do prawdy, ale jakoś nie było tekstów, które by porównywały exodus żydowski roku 68 zwany wypędzeniem, z exodusem Polaków w czasach wojny jaruzelsko-polskiej (zapomniane lata 80-te ubiegłego stulecia] kiedy z Polski ze względu na sytuacje polityczną, zniewolenie, wyjechało wielokrotnie więcej Polaków. Nie musieli wyrzekać się obywatelstwa polskiego, ale czasem byli zaopatrzeni w paszport w jedną stronę. Inni pozostali w kraju, choć zostali wypędzeni z zakładów pracy, także z uczelni.

Podkreślając straty intelektualne związane z rokiem 68 [wyjazdy instalatorów i propagatorów systemu komunistycznego] nie przypominano o stratach intelektualnych po wypędzeniu z uczelni w latach 80-tych,  tych, którzy mieli nastawienie antykomunistyczne.

Piszę o tym od lat [https://blogjw.wordpress.com/] , przesyłałem najrozmaitsze petycje/postulaty/informacje/ liczne, bardzo liczne teksty, czy to do organów władzy [ministerstwa nauki], czy decydentów akademickich/historyków, czy do organizacji solidarnościowych/kombatanckich, aby przynajmniej doszło do badań nad historią tego procesu i skutków wypędzania polskich elit z systemu akademickiego, choć nie zawsze za granice Polski.

I nic. Bez skutku !

Nie ma woli poznania ! Brak kompetencji/ właściwości/czasu/intelektualnych możliwości, co wskazuje jasno na skutki tych wypędzeń.

Skoro wypędzono tych, którzy mieli kompetencje/właściwości/potencjał intelektualny, a przede wszystkim moralny, to rzecz jasna,  pozostałość po tym wygnaniu nawet mocy poznania tego procesu nie ma.

Nie mam szans aby oszacować te straty, bo dostęp do najważniejszych źródeł poznania jest zamknięty [prawo stanu wojennego nadal nad Konstytucją III RP !]

Mimo starań o możliwość zbadania skutków komunizmu dla nauki/edukacji wyższej zgody na poznanie prawdy nie otrzymałem, nie mówiąc o wsparciu.

Ilościowo jednak te straty były znaczące, bo w ich wyniku powstała luka pokoleniowa, elity skarlały, a poziom nauki i edukacji wyższej spadł zdecydowanie, co nie jest tylko moim wrażeniem, ale co podkreślają także ci, którzy za ten spadek odpowiadają, choć do swojego udziału w tym spadaniu się nie przyznają.

Jednakże o tych wypędzeniach się nie mówi. Wypędzenie z uczelni w 68 r. komunistów – to hańba i wielka strata dla Polski, wypędzenie z uczelni antykomunistów w latach 80-tych to rutynowe działania, per saldo korzystne dla uczelni !

Jestem świadkiem i ofiarą tych wydarzeń, ale nikt z etatowych naukowców/historyków/dziejopisarzy, a nawet bajkopisarzy czy dziennikarzy, których wśród etatowców nie brakuje, nie miał do tej pory zamiaru aby z moimi świadectwami osobiście się zapoznać. Nie podjęto do tej pory ani dyskusji, ani rzetelnej, merytorycznej krytyki.

Pełne wykluczenie ! trwające od wypędzenia, mimo medialnego upadku komunizmu.

Nawet ci, którzy są negatywnie ustosunkowani do układu pookrągłostołowego między wierchuszką komunistyczną i solidarnościową, zupełnie ignorują wsparcie tego układu przez doły solidarnościowe i partyjne, bez czego nie można by było utworzyć takiej III RP jaka została utworzona, i w której komuniści przez lata byli górą ( i wielu nadal jest) a niewygodni antykomuniści nadal na wygnaniu/marginesie, wymazywani z historii i pamięci.

Haniebne polityczne, pozamerytoryczne czystki, eliminowały antykomunistycznie nastawianych nauczycieli akademickich, niewygodnych dla przewodniej siły narodu, stanowiących dla niej i dla całego systemu zagrożenie, bo w konfrontacji z ich potencjałem intelektualnym i moralnym traciła ona swą siłę przewodnią.

Decydenci uniwersytetu nazywają to działaniami rutynowymi, bo rutynowo dokonywano wypędzeń, rutynowo niszczono warsztaty pracy, procesy formowania nowych kadr akademickich, rutynowo nie uzasadniano merytorycznie negatywnych opinii, rutynowo nie podpisywano imieniem i nazwiskiem i te rutynowe działania do tej pory rutynowo są akceptowane przez akademickich rutyniarzy wznoszących gmach uniwersytetu na kupie wojewódzkiej,[ https://blogjw.wordpress.com/2018/03/12/nie-mam-kwalifikacji-na-etat-szambowego/.a nie na skale, jak to robili wypędzeni.

Przeciwko wypędzeniom najlepszych, najaktywniejszych nauczycieli akademickich, którzy byli wzorem dla studentów, przeciwko niszczeniu ich warsztatów pracy, nie było protestów skarlałej profesury akademickiej prowadzącej do przekształcenia uniwersytetu stanowiącego korporację nauczanych i nauczających poszukujących wspólnie prawdy w fabryki nic/niewiele znaczących dyplomów i tytułów.

Nie anulowano haniebnych, bezprawnych decyzji, które wówczas nie podlegały nawet zaskarżeniu do sądów ! co jest wynikiem prawnej i moralnej ciągłości III RP-PRLbis z systemem bezprawia.

Do tej pory jako wypędzony z uniwersytetu nie zostałem przeproszony za te haniebne poczynania, nie przywrócono mojego niszczonego warsztatu pracy, mojej szkoły formowania nowych ludzi nauki, nie ujawniono personaliów wyganiających, nie podjęto nawet próby poznania prawdy. [https://nfapat.wordpress.com/category/sprawa-jozefa-wieczorka/].

No cóż – rzecz dotyczy niezależnego [także od aktualnych sitw akademickich] nonkonformisty, a przy tym antykomunisty [legitymacja nr 5845].

Rzecz się przy tym działa bardzo dawno temu, bo przed ponad 30 laty, gdy pamięć akademicka obejmuje tylko czasy do roku 1968 ! – a to co było później, to są czasy zamierzchłe – tak, tak ! im data nam bliższa, tym czas bardziej zamierzchły – ani pamięcią, ani rozumem niemożliwy do objęcia.

Czystki 1968 – to hańba,

czystki lat 80-tych, czasów wojny jaruzelsko-polskiej – to gloria!

Na UJ podobno wygnanych nie było, bo SB tak podobno znakomicie go ochraniała !? Podobno nie było komunistycznych zbrodni na UJ, bo komunizmu podobno nie było ?!, podobno nie było strat stanu wojennego ( i powojennego) bo go podobno nie było, albo było to nic nie znaczące wydarzenie, o którym nawet nie ma co wspominać, a przewodniej siły narodu to już przed transformacją nie było. [https://blogjw.wordpress.com/2018/02/12/profesorowie-dziejow-bajecznych/;

https://blogjw.wordpress.com/2017/12/03/tak-dla-dekomunizacji-ale-nie-na-uczelniach/]

Tak się fałszuje historię, a protestów – brak ! Tak etatowych historyków, jak i kombatantów.

Autor tekstu – wypędzony z uniwersytetu [UJ] podczas politycznej, rutynowej, wielkiej czystki akademickiej przed tzw. transformacją ustrojową [PRL w PRL bis] .

Ofiara zbrodni komunistycznej dokonanej przez zorganizowaną, anonimową [do dnia dzisiejszego !] grupę przestępczą, symbol zdziczenia akademickiego, wdrażającą w życie dyrektywy związku zbrojnego o charakterze przestępczym, działającego dla osobistych korzyści na szkodę Polski i Polaków.

Wdrożono skutecznie – dożywotnio. Z historii i pamięci – wymazano.

Tekst napisał:

Józef ( to jest moje imię] Wieczorek [ to jest moje nazwisko]

Imiona i nazwiska autorów wypędzeń pozostają nieznane do roku 2018 r. ! a akredytowani na etatach profesorskich językoznawcy UJ nadal nie rozumieją co to jest anonim, czym się objawia imię i nazwisko. W polskim systemie edukacji, mimo reform, nikt nie potrafi ich nauczyć, ani z systemu wykluczyć.

Dopóki wzorcowy uniwersytet posadawiany będzie na kupie wojewódzkiej, zamiast na skale, nie należy się spodziewać żadnych pozytywnych zmian.

Wyboru dokonał UJ !

Przed Wielkim Jubileuszem

Niektórzy się dziwią, że UJ mnie nie przyjmuje w czasach dobrej zmiany.

Ta na UJ nie nastąpiła.

Był wybór – albo kupa Wojewódzkiego, albo zasady Wieczorka, ale te nadal stanowią zagrożenie dla uniwersytetu posadowionego w PRL/III RP na fundamencie wojewódzkiej kupy.

I wybrano.

Kupa wojewódzka miarą poziomu Uniwersytetu Jagiellońskiego

– Nie mam kwalifikacji na etat szambowego

Dowody uznania

d

1

1a

p

W kręgu niby–profesorów i prawdziwych kapusiów

Herbert Kopiec

W kręgu nibyprofesorów i prawdziwych kapusiów.

Jeśli grupa specjalistów zachowuje się jak motłoch, wyrzekając się swych normalnych wartości, nauka jest już nie do uratowania”    ( T. S. Kuhn)

Zanosi się na kompleksowe rozliczenie się środowiska akademickiego z PRL-u. Projekt Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego zawiera najbardziej radykalne rozwiązania dezubekizacyjne ze wszystkich ustaw, które się do tej pory przez 28 lat pojawiły.

Naukowcy z przeszłością, którzy pracowali w organach bezpieczeństwa PRL lub z nimi współpracowali, nie będą mogli być np. rektorami, dziekanami czy kierownikami katedr. Ponoć mało kto oprócz kapusiów jest temu przeciwny. Starsi dobrze wiedzą, ile w tym wszystkim było draństwa. W czasach słusznie minionych nieboszczka PZPR, która rządziła Polską, potrzebowała elit, ale takich, które będą ją uwiarygadniać w oczach społeczeństwa.

Do tego celu tworzono grupę protegowanych przez system, w skład której wchodzili m.in. naukowcy, a więc reprezentanci tych środowisk, które faktycznie powinny być elitą narodu. Z grubsza biorąc taki jest rodowód (tytułowych dla dzisiejszego felietonu) niby- profesorów i akademickich kapusiów. Jedni zapewne zdawali sobie sprawę, komu służą i cynicznie wykorzystywali wysoką pozycję dla własnych korzyści, inni czuli zażenowanie, jeszcze inni dali się podejść jak dzieci, choć infantylizm nie powinien być usprawiedliwieniem.

Niemożliwe przecież , żeby prawdziwe elity nie dostrzegały całej nędzy intelektualno–moralnej komunistycznej/zbrodniczej ideologii, na gruncie której władza ludowa zapewniała, że wie, jak zbudować raj na ziemi.

Nie jestem w stanie określić, czym kierował się mój młodszy kolega z pracy na Wydziale Pedagogiki i Psychologii UŚ (w świetle dokumentów tajny współpracownik o pseudonimie Denis, (nr rejestracyjny 36876), który donosił na mnie, podejrzanego o wrogą działalność polityczną. organom bezpieczeństwa państwa .Wygląda na to, że jeśli ustawa przejdzie, to na uczelni Denis miałby kłopoty. Nie mógłby np. zostać profesorem.

Dezubekizacja na Śląsku narobiła ostatnio sporo zamętu bo do blisko związanego z władzą literata Wilhelma Szewczyka (zm.1991) dobiera się IPN. Jego nazwisko ma zniknąć z przestrzeni publicznej. Ale ponad 40. literaturoznawców z U Ś stanęło w jego obronie.Tymczasem każdej zdrowej wspólnocie potrzebne są autentyczne elity, które wyróżnia umiłowanie prawdy, patriotyzm, dobra wspólnego, połączone z najwyższymi standardami etycznymi.

Potrzebni są uczeni o niekwestionowanym autorytecie intelektualnym i moralnym. W cywilizacji łacińskiej głównym miejscem kreowania wartości opartych na prawie naturalnym i antropologii chrześcijańskiej jest uniwersytet. Czy we współczesnym uniwersytecie, lewicowo, liberalnie i postmodernistycznie zorientowanym jeszcze coś z tych wartości zostało? .

Byłem świadkiem, a nie umiałem dać świadectwa – napisał poeta.

Pełna dramatyzmu i niespełnienia przestroga zawarta w tych słowach przesądziła o nasyceniu tego felietonu wątkami osobistymi. Wszak byłem świadkiem i chcę dać świadectwo. Wiem, że to nie tylko moja powinność, ale intelektualny i moralny obowiązek, gdyż to, co niezapisane, jakby nie istniało.

Będę sięgał do tego, co już kiedyś (w 2014 r) napisałem do Sądu Rejonowego w Gliwicach w piśmie procesowym przeciwko Gliwickiej Wyższej Szkole Przedsiębiorczości o przywrócenie do pracy. Polemizuję w nim ze świadkami pozwanej uczelni (dwaj profesorowie wywodzący się z lewackiej, postmodernistycznej formacji ideologicznej), którzy w ramach tzw. okresowej oceny nauczyciela akademickiego wystawili mi ocenę negatywną. Potem było już z górki.

Straciłem pracę. Trudno nie upatrywać w tym związku z działalnością wzmiankowanego wyżej kapusia Denisa. Nie spodobałem się lewoskrętnym profesorom, postępowym EDUKATOROM jako konserwatywny nauczyciel akademicki, teoretyk wychowania i już! Zakwestionowali i zdyskwalifikowali moje kompetencje (i to się akurat spodobało rektorowi uczelni z ubeckim uwikłaniem, jak się później okazało), mimo że miałem mocną, niekwestionowaną pozycję zawodową, poświadczoną przez kilku najwybitniejszych polskich pedagogów.

Dziekan Wydziału Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Śląskiego (prof.H.M.) swego czasu napisał: dr Herbert Kopiec jest pracownikiem bardzo cenionym i znanym w szerszych kręgach teoretyków wychowania w PolsceW kontekście rozważanej dezubekizacji środowiska akademickiego warto sprawie przyjrzeć się bliżej, aby zrozumieć, że jest ona niezbędna. Okaże się bowiem, że ludzkie miernoty (a takie obecne są przecież w każdej populacji) sztucznie wykreowane na profesorów, rektorów, tzw. intelektualistów transformatywnych, dziwnie niekiedy w swym zapale przypominających niegdysiejszych budowniczych cywilizacji socjalistycznej, są w stanie wyrządzić więcej zła, niż nam się to na ogół wydaje.

Etos zawodowy profesora

Wedle słownika Bobrowskiego (Wilno 1844) słowo profesor pochodzi od czasownika profiteor, professus sum profiteri, który oznacza tyle, co jawnie wyznawać, otwarcie twierdzić, publicznie zeznać. Właśnie z tego powodu znaczenia nabiera dokładne i wszechstronne badanie przeszłości, drogi życiowej konkretnego profesora, zwanego czasem edukatorem, czyli śledzenie tego, co profesor jawnie wyznaje, otwarcie twierdzi i publicznie zeznaje. Zauważmy zatem, że profesor musi być człowiekiem niezależnym in­telektualnie oraz materialnie. Taki status profesora został wypracowany przez wieki. Wszak społeczeństwo musi mieć dostęp do prawdy, głoszonej niezależnie od rządzących partii i związanych z tym racji politycznych. W 1946 r. profesor Stanisław Pigoń (UJ) odważnie i ostro zauważył, że nie ma wolności nauki bez wolności uczonego, a wolność uczonego polega również na wolności od szczucia. Tymczasem pracownicy nauki i instytucje naukowe bywają dziś przedmiotem szczucia różnych nieodpowiedzialnych czynników. Czy to spostrzeżenie straciło na aktualności? W żadnym wypadku.

Opowiem dziś o mniej znanym, można powiedzieć profesjonalnym zaszczuwaniu m.in. pracowników naukowych, które było/jest prowadzone z wykorzystaniem wyrafinowanych technik i metodologii psychologii naukowej. Chodzi o metodę niszczenia zazwyczaj wybitnych ludzi funkcjonującą pod zgrabną, trzeba to przyznać, nazwą:

Systematyczna organizacja niepowodzenia zawodowego

Otóż w Poczdamie, w NRD istniała Wyższa Szkoła Prawnicza.Podlegała Ministerstwu Bezpieczeństwa Państwowego i uczyła oficerów Stasi psychologii operacyjnej. W ramach tego kierunku funkcjonowaładestrukcja operacyjna, której celem było rozbicie, paraliż, dezorganizacja i izolacja wrogo-negatywnych sił. W materiałach naukowych szkoły znajdowały się precyzyjne opisy, w jaki sposób neutralizować niepokornych twórców, przedstawicieli świata kultury i nauki.

Jedną z ulubionych i powszechnie stosowanych metod Stasi była metoda oficjalnie nazwana systematyczną organizacją niepowodzenia zawodowego (Fronda nr 52 2009).

Jeśli jakiś pracownik naukowy w swojej aktywności zawodowej nie spodobał się władzy (był nieposłuszny w myśleniu, nazbyt samodzielny i nieskory do skundlenia, lizusostwa, napisał tekst, wygłosił wykład, itp, używając współczesnej terminologii – politycznie niepoprawny) następował zmasowany zorganizowany atak.

Na wrogiej sile w ramach przygotowanej nagonki nie pozostawiano suchej nitki. Jej celem było przekonać otoczenie, że taka osoba kieruje się w życiu niskimi pobudkami, a więc przyzwoity człowiek nie powinien mieć z nią nic wspólnego.

Chodziło o zdyskredytowanie i wyizolowanie upatrzonej ofiary w jej środowisku.

Z moich osobistych doświadczeń wynika, że metoda systematycznej organizacji niepowodzenia zawodowego znana była również w Polsce.

Choć zabrzmi to nieskromnie, byłem prawie od trzydziestu lat nękany i zaszczuwany w każdej uczelni, w której byłem zatrudniony (chlubny wyjątek stanowiła Wyższa Szkoła Filozoficzno-Pedagogiczna Ignatianum w Krakowie, oddział w Sosnowcu).

Z imponującą zręcznością natomiast posługiwał się wzmiankowaną metodą mój chlebodawca – rektor Gliwickiej Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości, dr inż. Tadeusz Grabowiecki TW Jan, działacz opozycji w PRL, który został uznany przez sąd za tajnego współpracownika komunistycznych służb bezpieczeństwa i kłamcę lustracyjnego (Nowiny Gliwickie,4.10.2017).

Istotną nowością w arsenale zastosowanych wobec mnie gier operacyjnych na terenie GWSP było wprowadzenie w nie pracowników nie będących nauczycielami akademickimi, m.in. uczelnianej szatniarki (zob. Oświadczenie studentki).

pismo

Rzecznik dyscyplinarny ds nauczycieli akademickich GWSP
2011 -06-22 Dr hab.Małgorzata Nitka

„Oświadczenie

W związku z nagonką na Dr. Kopca ,chciałabym  się odnieść do oświadczenia napisanego w dniu 29.05.2011 przez koleżanki będące uczestnikami zdarzenia w szatni,
które ukazywało wrogi stosunek do naszego wykładowcy.
Zdarzenie, o którym chcę wspomnieć miało miejsce również w szatni jest bezpośrednio związane z tą samą panią szatniarką Zofią —-  
Szatniarka będąc świadkiem konwersacji  między mną , a koleżanką i słysząc o
mających się rozpocząć zajęciach z Dr.Kopcem, wtrąciła  złośliwy  komentarz, cyt: „To współczuję”
Pisząc powyższe oświadczenie chciałam udowodnić, że Pani Zofia — wrogo nastawia
studentów  do Doktora Kopca”

Najwyraźniej uznano, że istnieje konieczność podjęcia wobec mnie wspomagających działań dezintegracyjnych, licząc na moje ewentualne nerwowe załamanieOsobliwością tego nowego elementu gry operacyjnej była próba wykreowania mnie na niezrównoważonego, agresywnego chuligana, grasującego po uczelni i obrażającego Bogu ducha winnych  ludzi.

Felieton daje zbyt mało miejsca dla prezentacji wątku mojej rzekomej agresywności. Zmusza do selekcji., przytoczmy więc jako symptomatyczne następujące stwierdzenia profesora K.R., notabene tego samego, który wyznał mi ongiś, że profesor z doktorem na uczelni może zrobić wszystko.

Nie żartowałW GWSP wyodrębniono pokój profesorski, do którego doktor nie miał wstępu. Zwykłe wejście do tego pokoju (będzie o tym za chwilę) uznane zostało przez profesora K.R. jako brutalne najście, wtargnięcie. Powód (czyli Herbert Kopiec – przypomnienie moje) swoim zachowaniem w miejscu pracy czyni strach przed innymi nauczycielami. W zupełności mógłby zostać oskarżony (…)o uporczywe nękanie (…)Mnie obraził w holu uczelni (…) przy studentach, krzycząc: „pan jest tchórzem”. Potem biegł przede mną i zastawiał mi drogę (…).Innym razem wtargnął do pokoju profesorskiego (…) i tam publicznie nazwał mnie “fafikiem” i “cynglem”. Po ponownym wtargnięciu do pokoju profesorskiego za godzinę zapytałem czy “fafik” znaczy pies, a powód nie zareagował” – zeznawał w Sądzie Pracy (zob. protokół z dnia 25.10.2013.) profesor K.R.

Choć upłynęło już parę lat od mojego rzekomego bezeceństwa (K.R. nazywał je niekiedy czynną napaścią słowną podważającą jego autorytet), wciąż nie bardzo wiem, jak zareagować ?

Przytoczmy jeszcze inny przykład pogardy, zdziczenia ujętego w słowa profesora wobec doktora i jego studentów. Oto pani profesor (incydent w tym przypadku miał miejsce na Wydziale Pedagogiki i Psychologii UŚ) uznała, że ma zbyt mało grup seminaryjnych i podjęła w związku z tym stosowną decyzję, o której zainteresowane strony (tj. doktor i jego studenci) dowiedziały się z karteczki naklejonej na drzwiach seminaryjnej sali: Uwaga! Dawna grupa proseminaryjna dra (tu nazwisko) Obejmuję tę grupę jako moje seminarium. Zajęcia odbywać się będą we wtorki od 14-17. Poniżej podpis, który miłosiernie pominiemy.

No cóż, gdy mamy do czynienia z pomiataniem ludźmi, traktowaniem uniwersytetu jako źródła łupów, które należą się silniejszemu, to warto pamiętać, że słowa w pewnych warunkach są formą przemocy, dla której siła fizyczna jest tylko uzupełnieniem.

Dzisiaj już wiemy, że wśród liderów akcji antylustracyjnej w 2007 r. byli dawni tajni współpracownicy służb PRL, by ich własna przeszłość nie została odkryta. Publikacje na temat powiązań wyższych uczelni ze służbą bezpieczeństwa, które ukazały się swego czasu w Niemczech, dowodzą, że nie można pisać ani historii poszczególnych placówek edukacyjnych, ani biografii uczonych, nie sięgając do akt bezpieki (E. Matkowska, System. Obywatel NRD pod nadzorem tajnych służb,Gazeta Polska ,2004).

Bywa więc, że członkowie społeczności uczonych, ukrywając niechlubne fragmenty swoich życiorysów, bezczelnie wyznaczają standardy tego, co społecznie określa się jako stosowne lub niestosowne. W efekcie mamy do czynienia z sytuacjami, które miały miejsce w niektórych uczelniach. Gdy w Uniwersytecie Toruńskim ujawnieni zostali kolejni współpracownicy SB wśród profesorów astronomii, doktoranci i studenci wystosowali w ich obronie pismo, które i logicznie, i rzeczowo było absurdalne. Bronią swoich profesorów i otwarcie oznajmiają, że ich współpraca z SB nie ma dla nich najmniejszego znaczenia (Odwrót moralności, Gazeta Polska 2009.).

Kto wychował tych ludzi? Kto ukształtował ich stosunek do lustracji i standardy myślenia? Ano ci, którzy przez niemal 20 lat nie mieli odwagi powiedzieć prawdy o sobie. Słowem: Jeśli agenci służb PRL, czyli ludzie, którzy pomagali zwalczać dążenia do demokracji w Polsce i wspomagali sowiecką kontrolę nad Polską, dzisiaj wpływają na myślenie społeczeństwa o tym, jak mamy myśleć o lustracji, to tak, jakby kodeks karny pisali przestępcy (Nasza Polska 27. 01. 2009.)

Te zasmucające zachowania dowodzą, do jakiego stopnia system komunistyczny zniewolił ludzi, od których dziś, po jego oficjalnym upadku, oczekuje się racjonalnego spojrzenia na rzeczywistość.

Tymczasem w 2007 r 390 naukowców poparło uchwałę Rady Naukowej Instytutu Badań Literackich PAN o wstrzymanie akcji lustracyjnej w obecnym kształcie . Byli pośród nich : prof. dr hab. Tadeusz Sławek,(rektor UŚ w latach 1996-2002) oraz jego rzecznik prasowy.

Warto wiedzieć, że współpraca ze służbami specjalnymi nie była bezinteresowna, lecz w sposób merytorycznie nieuzasadniony dawała przewagę agentowi w określeniu jego pozycji zawodowej, a równocześnie otwierała pole do szkodzenia innym, co koniec końców generowało rożne rodzaje patologii. W odbiorze społecznym rachunek za tego typu zachowania wystawiany jest całemu środowisku akademickiemu. Także nie tylko zdolnym, utalentowanym i pracowitym, ale przede wszystkim dzielnym i uczciwym.

Najgorsze, gdy agent – profesor uwierzył, że pozycja zawodowa jest efektem jego geniuszu, a nie tajnego układu, który pomógł mu zostać członkiem jakiegoś ważnego gremium naukowego, komisji naukowej lub rządowej. Bywa, a wskazują na to obserwacje, że osoby zdekonspirowane liczą na solidarność podobnych im agentów, którzy w odpowiednich jednostkach administracyjnych mogą mieć głos decydujący.

Słowem: im większe będą luki w naszej wiedzy o przeszłości, tym bardziej niepewna będzie podstawa naszych decyzji. Bez znajomości historii młodzież, nie będzie miała pojęcia, czym były totalitaryzmy, co robiły z ludźmi i jak przebiegała deprecjacja stopni i tytułów naukowych. Ofiarą zarysowanych tendencji jest przede wszystkim młodzież, która tracąc szacunek do kadry profesorskiej, przestanie poważnie traktować naukę jako drogę rozwoju osobowego. Te zasmucające zachowania dowodzą, do jakiego stopnia system komunistyczny zniewolił ludzi, od których dziś, po jego oficjalnym upadku, oczekuje się racjonalnego spojrzenia na rzeczywistość

Póki co mamy w Polsce profesorów z komunistycznego zaprzęgu, którzy nadal chodzą w glorii chwały, a konsekwencje ponoszą tylko ci, którzy mieli odwagę domagać się prawdy i sprawiedliwości. Mamy więc profesorów, którzy nie zauważyli, iż byli elementem systemu represji i że pośrednio uzasadniali ideologiczne zbrodnie, że świat, w którym uczestniczyli i odgrywali niepoślednią rolę, to nie był świat czystej nauki (Rzeczpospolita”, 21.01..2004).

Uczelnie, na których zamarło życie duchowe, w których prawda nie formuje ani profesorów, ani studentów, nie są tym, czym są ze swej istoty, tzn. do czego zostały powołane.

Czy systematyczne organizowanie niepowodzenia zawodowego uchodzi profesorom na sucho?

Do postawienia powyższego pytania skłoniły mnie zachowania profesorów – świadków pozwanej przeze mnie uczelni w trakcie składania zeznań. Zwróciło moją uwagę, że zarówno profesor I.K. (na zlecenie rektora (TW Jan hospitował mój wykład i wlepił mi dwóję), jak i profesor K.R. w trakcie swoich zeznań, które składali – jak to w Sądzie – w pozycji na stojąco, przeszli po jakimś czasie do pozycji siedzącej. Dlaczego?

Zdecydowałem się z moimi Czytelnikami podzielić tu paroma ostrożnymi hipotezami, tym bardziej, że sformułowałem je w piśmie do Sądu Rejonowego w Gliwicach po zakończeniu postępowania sądowego, a przed ogłoszeniem wyroku przywracającego mnie do pracy:

Wysoki Sądzie I Zdarzało się, że w czasie rozprawy świadkowie informowali Wysoki Sąd, że poczuli się słabo. Można było odnieść wrażenie, że po uświadomieniu sobie skrajnego bezsensu swoich zeznań doznawali chwilowego stanu zagubienia, czegoś w rodzaju fizycznie obezwładniającego ich samozatrucia absurdalnymi treściami przekazywanymi w zeznaniach Wysokiemu Sądowi.

Myślę, że trzeba większej świadomości, iż dopóki środowiska akademickie nie będą miały dość siły, aby uwolnić się od skompromitowanych profesorów o mentalności, którą scharakteryzujemy, przytaczając autentyczną cyniczną dewizę jednego z nich, że jak chce się kozę wydoić – to trzeba się schylić i głupotę innego, który chełpił się nominacją na doradcę KW PZPR, opatrując to uwagą, że nie jest dopuszczany do wszystkich wskażników ekonomicznych i innych danych, co nie przeszkadzało mu jednak doradzać.

Cyniczni, pochyleni, kucający i głupawi niby-profesorowie – no cóż – wciąż uczestniczą w kreowaniu rzeczywistości uniwersyteckiej, w której nic prawdziwie nie trwa i nic prawdziwie się nie zmienia. Pozostaje byle jakie.

Jakoż wszelkie talmudyczne tłumaczenia o respektowaniu przez nich pluralizmu, wolności i demokracji itp nie zmienią prostego faktu, że owi edukatorzy stoją po stronie liberalnego/postmodernistycznego i antykatolickiego barbarzyństwa.

Takim edukatorom, nawiązując do modnej dziś ekologii, trzeba zaglądać do pieca, aby wiedzieć, jakimi świństwami palą i czym nas trują. I monitorować cały czas stężenie trucizn w kulturowej atmosferze. Konieczna jest też większa świadomość, że katolickie zasoby mądrości, filozofii, etyki, tradycji nie straciły bynajmniej swojej mocy – są jak czyste powietrze dla duszy i umysłu (ks.T.Jaklewicz, Cnota czy liberalizm?, 2018).

Tekst opublikowany w Kurierze WNET -Kurier Śląski, marzec 2018 r.

List otwarty wyklętego [30 lat poza murami uczelni]

List

Kraków, 1 marca 2016 r.

Józef Wieczorek

Kraków, ul. Smoluchowskiego 4/1

Rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego

prof. dr hab. med. Wojciech Nowak

Kraków, ul. Gołębia 22

List otwarty wyklętego

[30 lat poza murami uczelni]

Na podstawie art. 51 Konstytucji 3 RP domagam się po raz kolejny dostępu do materiałów UJ wytworzonych na mój temat przez organa kolegialne i komisje Uniwersytetu Jagiellońskiego podczas mojego zatrudnienia w UJ (akta osobowe, Senatu, Rady Wydziału BiNoZ, Instytutu Nauk Geologicznych UJ, akta POP PZPR….) a także po ustaniu zatrudnienia.

W szczególności domagam się dostępu do akt politycznej weryfikacji kadr UJ z roku 1986 r. i merytorycznego uzasadnienia postawionych mi sfingowanych zarzutów i negatywnej oceny mojej osoby oraz podania składu osobowego komisji wersyfikacyjnych, do dnia dzisiejszego mi nie znanego.

Okazuje się, że jakaś anonimowa klika/zorganizowana grupa przestępcza [?] funkcjonująca pod batutą PZPR/SB, może człowieka skazać na dożywotnie usunięcie z uczelni i jest znakomicie chroniona/utajniona przez lata, a nawet wieki.

W czasie usuwanie mnie z UJ moja teczka personalna kończyła się na wiośnie 1980 r ! a moje grube teczki akademickie były przekazywane 22.10.1987 mgr. Michałowi Ługanowskiemu Naczelnikowi Departamentu Badań i Studiów Uniwersyteckich i Ekonomicznych. Czy do dnia dzisiejszego UJ jest na uwięzi tego magistra/jego sukcesorów ?

Niestety władze UJ nie zdołały do tej pory zrealizować mojego roszczenia informacyjnego z dnia 18.03. 2008 r., a odpowiedź może budzić podejrzenia o niezgodne z prawem zniszczenie niewygodnych akt, lub ich prywatyzację.

 

 

sprawa roszczenia

 

Odpowiedź UJ

W ramach procesu dekomunizacji winna być otwarta nie tylko szafa Kiszczaka (i innych funkcjonariuszy zbrodniczego systemu zła) ale także szafy/szuflady akademickie, w których zło jest ukrywane.

Moja przetrzebiona teczka personalna na UJ była uzupełniana jeszcze w latach 90-tych (na potrzeby ‚nadwornych’ historyków ?) a materiały wytworzone jeszcze w 2004 r. na mój temat przez Senat UJ, były przekazywane rektorowi UW ( nie mnie !) w okresie jego brutalnego ataku na łamach Gazety Wyborczej

[https://blogjw.wordpress.com/tag/jaselka-akademickie/].

Domagam się dostępu do wyników badań Komisji Senackiej dla rozpoznania działań represyjnych o charakterze politycznym w UJ w okresie PRL (tekst na podstawie tych badań został opublikowany: Jerzy Wyrozumski –POWRACAJĄCA FALA ROZRACHUNKU Z PRZESZŁOŚCIĄ , Alma Mater, Nr 69/2005).

Chodzi o oryginał wyników prac komisji, do którego mimo starań nie miałem dostępu, podobnie jak i badacze IPN nie zdołali ustalić miejsca ich przechowywania [Niezależne Zrzeszenie Studentów w Krakowie w latach 1980-1990. Tom. 1 Arcana 2014, s. 87]

Tym kompromitującym „badaniom”, tak za względu na wyniki, jak i metodologię badań, poświęciłem m. in. tekst POWRACAJĄCA FALA ZAKŁAMYWANIA HISTORIIhttps://wobjw.wordpress.com/2010/01/01/powracajaca-fala-zaklamywania-historii/

Podkreślę jedynie, że przyjęta przez tą Komisję metodologia badań nad represjonowanymi (badania wśród beneficjentów systemu, z wykluczaniem pokrzywdzonych) można by np. porównać z metodologią badań nad skutkami grypy, przeprowadzanych wśród tych, którzy na grypę nie chorowali.

Jest oczywiste, że te wyniki winny być powszechnie dostępne, a autorzy tych badań winni się znaleźć nie na piedestałach, tylko poza systemem akademickim.

Wszystko wskazuje na to, że tylko ja podjąłem krytyczną analizę tych ‚badań’ ( to co zostało zamieszczone w Alma Mater) a etatowi badacze, w tym historycy, milczą na ten temat !

Czy to milczenie jest warunkiem etatowego zatrudnienia na UJ ?

Te materiały winny się znaleźć w Archiwum UJ, a gdzie one są ?

Czy zostały sprywatyzowane ? za zgodą władz UJ ?

Mając na uwadze, że w czasach PRLu mieliśmy do czynienia z negatywną selekcją kadr (tak pod względem intelektualnym, jak i moralnym – tym nawet bardziej) oczyszczoną ponadto w końcówce PRL z marginesu pozytywnego, stanowiącego zagrożenie dla funkcjonowania systemu kłamstwa (także na uczelniach) rozumiem oczywiste problemy intelektualne, jak i moralne kadry etatowej w poznaniu prawdy o swych korzeniach.

Opracowałem zatem ‚Poradnik dla badających czasy PRL-u na odcinku akademickim’ [https://blogjw.wordpress.com/2013/02/10/poradnik-dla-badajacych-czasy-prl-u-na-odcinku-akademickim/].

Mimo to etatowa kadra akademicka nadal nie jest w stanie poznać tego co poznać powinna i na konto tej powinności jest opłacana z kieszeni podatnika.

Szczególnym przykładem tej niemocy stanowią ‚Dzieje Uniwersytetu Jagiellońskiego’ , którym poświęciłem kilka tekstów i bezskutecznie domagałem się wycofania ich z obiegu edukacyjnego [por. m.in.Lustracja dziejów Uniwersytetu Jagiellońskiego

https://blogjw.wordpress.com/2009/03/25/lustracja-dziejow-uniwersytetu-jagiellonskiego/

Kilka pytań do Dziekana Wydziału Historycznego UJ w związku z metodologią i standardami prac historycznych

[https://blogjw.wordpress.com/2009/04/27/kilka-pytan-do-dziekana-wydzialu-historycznego-uj/]

List do Polskiej Akademii Umiejętności w sprawie wycofania z obiegu edukacyjnego ‚Dziejów Uniwersytetu Jagiellońskiego’

[https://blogjw.wordpress.com/2009/08/05/list-do-polskiej-akademii-umiejetnosci/]

W ramach niezbędnego procesu dekomunizacji systemu akademickiego

  • domagam się ujawnienia wykazu tajnych i jawnych współpracowników systemu komunistycznego w historii UJ (od roku 1945 ) i organów/komisji, w których zasiadali, realizując komunistyczną politykę kadrową (i nie tylko).
  • Domagam się działań na rzecz unieważnienia prawnego pozamerytorycznych weryfikacji kadr akademickich lat 80-tych i przeniesienia w stan bezetatowości akademickiej tajnych i jawnych współpracowników systemu komunistycznego – systemu kłamstwa. To hańba, że przez tyle lat tacy współpracownicy nadal znajdują się w strefie oddziaływania (negatywnego !) na młodzież akademicką, gdy tymczasem ci, którzy ani tajnymi, ani jawnymi współpracownikami systemu kłamstwa być nie chcieli – nie tylko zostali usunięci z uczelni z oskarżenia o negatywne oddziaływanie na młodzież akademicką, ale do dnia [dzisiejszego – jw] pozostali wyklęci, dlatego że pozostali niezłomni w walce o obronę prawdy !
  • Domagam się zdekomunizowania przestrzeni UJ, kadr UJ, doktoratów h.c. UJ, edukacji i nauki na UJ ?

Kiedy Uniwersytet Jagielloński zachowa się jak trzeba ?

Kiedy stanie w prawdzie ?

Bez prawdy, Uniwersytet Jagielloński mimo wspaniałych nieruchomości, i ogromu osób utytułowanych/’udyplomowianych’, nie jest w stanie realizować swojej misji, a co najwyżej tylko ją pozorować, pogrążając się w fałszu i kłamstwie na szkodę Polski.

Józef Wieczorek

Do wiadomości:

media i organy akademickie

por. pełniejsza dokumentacja sprawy wyklęcia

nauczyciela akademickiego  z Uniwersytetu Jagiellońskiego ( i nie tylko)

https://nfapat.wordpress.com/category/sprawa-jozefa-wieczorka/

 

potwierdzenie od Rektora

Sceny z życia uniwersyteckiego

Dziennik VI

Sceny z życia uniwersyteckiego

z Dziennika wypadków Karola Estreichera vol. VI

(fragmenty -s. 684 – 690)

W marcu J963 odbyło się nieludzkie, niekoleżeńskie zebranie w Instytucie Historii Sztuki, które trwało aż 5 godzin! Od piątej do dziesiątej wieczór. Przyszedł na nie nowo obrany Kazimierz Lepszy. Obecni byli profesorowie: Adam Bochnak, l Lech Kalinowski, Jerzy Szablowski, Tadeusz Dobrowolski.

Przez bitych pięć godzin radzono, co zrobić (oczywiście pośrednio), aby mnie z Uniwersytetu usunąć. Pomysł zebrania wyszedł od Bochnaka. Bochnak poszedł wtedy do rektora Lepszego i namówił go do wystąpienia na senacie akademickim z wnioskiem, aby Muzeum UJ połączono z Instytutem Historii Sztuki, który to Instytut zostawał pod naczelną dyrekcją Bochnaka. Całą sprawę dyskutowano na owym zebraniu, obrzucając mnie przy sposobności zarzutami o mej niewiedzy, nieuctwie, blagach, etc… Nie było inwektywy, której by mi oszczędzono.

Istotnie na posiedzeniu senatu (bez zaproszenia mnie na posiedzenie! bez zaciągnięcia mej opinii jako kierownika Muzeum!) zapadła uchwała podporządkowująca Muzeum UJ Instytutowi Historii Sztuki. Wniosek postawił rektor Lepszy, rzekomo kierując się troską o zbiory uniwersyteckie. Udało mi się tą uchwałę cudem storpedować w Warszawie, w Ministerstwie. Nie weszła w życie.

Czemu Bochnak podstępnie kierował tą całą intrygą podporządkowania Muzeum UJ Instytutowi Historii Sztuki?

Usunięty z dyrektury Muzeum Narodowego myślał, że podporządkowując sobie Muzeum UJ wejdzie bez trudu w rolę opiekuna pięknych zbiorów, a zarazem zdobędzie tematy dla prac naukowych. Po prostu chciał zabrać Muzeum, stworzone przeze mnie.

Olbrzymie było zdziwienie, kiedy przekonano się, że podstęp nie udał się. Niemniej moja sytuacja w UJ wydawała się beznadziejna. W roku 1963 z powodu wieku, ustąpił z katedry Wojsław Mole. Bochnak nie tylko nie poparł mojej osoby na katedrę po nim – mimo, że latami i pracą byłem znacznie starszy od prof. Lecha Kalinowskiego – ale na senacie zaczął o mnie rozpowiadać uwłaczające wiadomości. Opowiadał, że nie mam prac naukowych, że nic nie umiem, że źle wykładam, że jestem niepoważny, że moje zasługi przy odnowieniu Collegium Maius są wątpliwe. Nie czynił tego jawnie, tylko pokątnie i bez. świadków. Chodził, agitował, podgryzał. Milczałem. Zmilczałem.

Cóż miałem zrobić’? Otrzymywałem od Bochnaka, jako dyrektora Instytutu, stale najtrudniejsze wykłady i najgorsze godziny: sztukę ludową w 1949 roku, prehistorię sztuki w 1952, polską sztukę średniowieczną w 1953. W ostatnim semestrze (1966/67) musiałem wykładać w poniedziałki, czwartki i soboty. To znaczy cały tydzień miałem rozerwany. Lepsze godziny wzięli profesorowie: Dobrowolski, Szablowski, Bochnak, Kalinowski.

Asystenci i profesorowie Instytutu okazywali mi skrajne lekceważenie. Profesor Szablowski, gdy chciał coś ode mnie, posyłał asystenta lub pisał suche, oficjalne listy adresowane bezosobowo. Asystent Krakowski nie kłaniał się. Adiunkt Samek podsłuchiwał pod drzwiami, gdy egzaminowałem. Pani docent Żurowska z reguły udawała, że mnie nie widzi. Altendorfówna naśmiewała się z mojej francuszczyzny, że robię błędy. Zanim list dochodził do moich rąk był oglądany przez woźnych i adiunktów. Woźny Torba regularnie donosił co robię, czy gdzieś wyjechałem, jakie prace są prowadzone w Muzeum i w Collegium Maius. Nie byłem zapraszany na żadne posiedzenia Instytutu – ani administracyjne ani naukowe. Bochnak stworzył wokół mnie atmosferę izolacji, wyobcowania, pustki. Podziwiam jego wysiłek.

Od roku 1956 wszędzie napotykałem na opinie urobioną przez Bochnak W Uniwersytecie, w Ministerstwie Szkół Wyższych (o ile brało się tam Bochnaka nA serio), w Krakowskiej Radzie Miejskiej, wreszcie w Akademii Nauk. Gdy w roku tworzono tam od nowa Komisje Historii Sztuki – nie zostałem do tej zaproszony. Rzekomo wysłano mi zaproszenie. Nieprawda! Nic wysłano! Nikt nie ujął się za mną o to obraźliwe, krzywdzące postępowanie. Oczerniano mnie i że nic nie umiem, etc…

Przez piętnaście lal utrzymywałem z Bochnakiem-jak zresztą i z Pagaczewskim

przyjazne stosunki. Zawsze do obu pisałem listy donosząc o tym, co się dzieje, co robić, etc… Chyba w nich nic złego nie pisałem. Może były zbyt czołobitnej zbyt grzeczne, ale byłem pod wrażeniem życzliwości Bochnaka. Wreszcie na mojej wytłumaczenie mam to, że byłem wciąż od niego zależny.

Wreszcie zdobyłem się na wielki wysiłek. W 1956 roku, a potem w 1960 senacie, gdy Bochnak na prawo i lewo zaczął szeptać, że nie mam za sobą poważnych prac naukowych – zerwałem z nim. Przestałem się do niego odzywać i nil poszedłem do niego z wizytą – mimo zaproszenia. Przeciąłem wrzód!

To, co naprawdę przeciągnęło strunę, co zmusiło mnie do całkowitego zerwania, to donos. Donos, jaki zrobił na mnie do władz Bezpieczeństwa. …

…Przez długi czas nie mogłem zrozumieć przyczyny tych ciągłych narad, konferencji ,zbiorowych oskarżeń, przed którymi byłem stawiany. Długi czas przypuszczałem, że Bochnakowi, Kalinowskiemu, Lepszemu sprawia przyjemność takie gnębienie . Nic podobnego. Doszedłem, że idzie tu o coś innego. Liczono na moją pobudliwość lub nawet gwałtowność. Sądzono, że może na jakiejś konferencji wybuchnę, uderzę pięścią w stół i odejdę rzucając wszystko – i odnowienie Collegium Maius i urządzanie Muzeum. Po prostu chciano mnie sprowokować do nierozumnego czynu. Tą wojną psychologiczną kierował Bochnak,

! oto nagle, w maju 1964, umiera rektor Lepszy. Bochnak i Kalinowski stracili oparcie. Chwilowo zamilkli.

Od tego czasu upłynęły trzy lata. W jesieni roku 1966 Bochnak postawił na Wydziale Filozoficzno-Historycznym wniosek o moje uzwyczajnienie jako profesora. Równocześnie jednak przeprowadził poufne rozmowy z profesorami Janem Hulewiczem i Henrykiem Baryczem i nie sprzeciwił się, gdy mu zapowiedzieli, że na Wydziale wystąpią z krytyką mej osoby i działalności. Tłumaczył się przed nimi. że „musi” moją kandydaturę postawić. To wiem na pewno. Jeszcze i ten fałsz wobec mnie popełnił.

Nie wiem właściwie czemu zawdzięczam to tępienie ranie przez grupę moich kolegów z Bochnakiem na czele.

Ten stary, siedemdziesięcioletni uczony nie cofał się przed intrygami i nieprawda, aby tylko koledze zaszkodzić. Np. referując moje prace naukowe, m. in. Łańcuch Aleksandry (rektorski, pochodzący – jak to stwierdziłem z VI wieku), oświadczył, że się nie zna na tego rodzaju dziełach złotnictwa. A przecież pisał o tym łańcuchu i darował go na XVI wiek! Teraz gdy przyszło do oceny mojej pracy usunął się zręcznie od jej oceny. Skoro się nie znał to czemuż o nich pisał?

Z profesorów nikt postępowania Bochnaka nie zauważył. Głosowaniem na Wydziale tak pokierowano, że nie otrzymałem kwalifikowanej większości, potrzebnej to postawienia wniosku o przyznanie mi stanowiska profesora zwyczajnego. Bochnak chodził po całym Krakowie i ubolewał jaką mi krzywdę wyrządzono! Pełen rzekomego oburzenia opowiadał szczegóły mego niepowodzenia!

W styczniu 1966 zacząłem z rektorem Mieczysławem Klimaszewskim omawiać dymisję z asystentury, względnie przeniesienie nielojalnej współpracownicy Muzeum UJ, dr Ewy Chojeckiej. Jej zachowanie się oraz wady osobiste pokazały, że nie nadaje się na asystentkę. Bochnak zdawał sobie sprawę kim jest dr Chojecka, jak jest nielubiana przez kolegów i jakie ma wady. Ale właśnie dlatego popierał ją. Wreszcie zdecydował sieją przyjąć do Instytutu Historii Sztuki na asystentkę i nawet nadał jej jakieś nagrody.

Nic uczynił tego przez niezaradność, czy bezmyślność -jak potem sugerował – ale dlatego gdyż zależało mu na przypodobaniu się rektorowi Klimaszewskiemu, który Chojecką bardzo popierał. Dzięki temu syn Bochnaka otrzyma stypendium na wyjazd do Paryża.

Ta sama nielojalność wobec kolegów powtórzyła się po raz drugi w roku 1968 i 69. Najpierw Bochnak dopuścił do habilitacji Chojeckiej (listopad 1968), a nastepnie na bardzo przykrym posiedzeniu u rektora Klimaszewskiego (3 III 1968), gdy czterech profesorów historii sztuki stwierdziło, że Chojecka z powodu swych wad osobistych nie nadaje się na asystentkę Instytutu Historii Sztuki, Bochnak – znowu kierując się interesami syna, a tym razem jego zamierzoną habilitacją – nie podtrzymywał opinii kolegów o dr Chojeckiej, lecz tak oględnie i miękko się o niej wyrażał że sprawę położył. W ten sposób znowu wprowadził, swoim zwykłym sposobem ferment i niepokój w Instytucie, w którym był kierownikiem.

Na wiosnę 1968 nowa intryga bez sensu. Uczennica Hussakowska otrzymuje na seminarium Bochnaka pracę naukową o moim przodku Dominiku Estreicherze malarzu krakowskim (1752-1809). Przychodzi do mnie po materiały i wiadomości mam jej pomagać, etę… Po co te jakieś komedie, rzekomo naprawionej atmosfery po co te komedie rzekomej obiektywności, kiedy sieje się zło i intrygi?

W tym gąszczu intryg plątanych przez jednego człowieka trudno jest mi się zorientować. Nie było komu ująć się za mną na Wydziale, przeciwstawić się podnieconym oskarżycielom, stwierdzić podżeganie przez jednego człowieka. Np. pani prof. Mari Bernhard oświadczała się wielokrotnie z przyjaźnią wobec mnie i mojej żony, napychał się do mego domu, opowiadała wiele o życzliwości dla mnie, ale na posiedzeniu Wydziału, gdzie mnie z błotem mieszano – milczała. Potem opowiadała jak bardzo jest jej przykro, że spotkała mnie taka krzywda.

W grudniu 1968 Bernhard nagle zaskakuje mnie oświadczeniem (napisała list w tej sprawie, więc mam to na piśmie), że po porozumieniu się z kolegami z Instytutu Historii Sztuki i uzyskaniu ich zgody napisz skrypt z przedmiotu, który ja wykładam, tj. z. dziejów sztuki starożytnej dla studentów historii sztuki na l roku. Bochnakowi, jako dyrektorowi instytutu, nie przyszło na myśl że tego rodzaju postępowanie Marii Bernhard wobec kolegi jest nieprzyzwoitości; A może (zapewne) właśnie to przeszło mu przez myśl.

Powie ktoś, że to widocznie moja wina, iż spotykały mnie te wszystkie niepowodzenia, że popełniłem takie czy inne nietakty, błędy, że postępowaniem moim musiałem narobić sobie wrogów, etc… Zapewne… Nic zaprzeczam. Z drugiej jednak strony powtarzam – Bochnak tak zawsze kierował moimi sprawami, abym nie awansował w życiu uniwersyteckim. Na pewno wykorzystywał przy tym moje wady i błędy.

W jesieni 1968 roku wydałem duże dzieło pt. Collegium Maius – dzieje budowy Nie mnie sądzić o jego wartości. Okaże to czas, ale jestem o to spokojny. Książka zaskoczyła moich kolegów. Tymczasem toczyły się pierwsze rozmowy o następstwie po Bochnaku i Dobrowolskim. Od rozmów tych byłem odsunięty. Wiem, że chodził do rektora, składał (zawsze tylko w rozmowie) różne oświadczenia np- jak reformować Instytut Historii Sztuki, ani razu nie zwoławszy narady, na której byłbyy obecny. W ten sposób można zawsze intrygować, siać zamęt. Liczył, że po przejściu na emeryturę dalej będzie rządzić w Instytucie Historii Sztuki, który rozstroił.

Od października 1969 Bochnak przeszedł na emeryturę, ale nie przestaje intrygować i mścić się na mnie. Namiętnie zabiegał, abym przypadkiem nie awansował na profesora zwyczajnego, ani nie objął katedry po Tadeuszu Dobrowolskim. Wolał oddać tę katedrę prof. Mieczysławowi Porębskiemu, partyjnemu, który w latach 1946-3 zwalczał sztukę nowoczesną, uczonemu bez charakteru, który Krakowa jako środowiska nie cierpi. Powtarzam – wolał Bochnak Porębskiego niż mnie. Widoczni sprawiła to moja wina, moja nieumiejętność współżycia.

Nienawiść Bochnaka do mojej osoby – tajna, zawsze maskowana – była olbrzymia, że już po jego przejściu na emeryturę, póki zdrowie na to pozwalało! wspinał się do Instytutu Historii Sztuki lub szedł na rozmowę do rektora. Skarżył się tam na mnie, lub krytykował. Namawiał także Porębskiego, Kalinowskiego, Szablowskiego do rozmaitych występów przeciw mnie. Były to już, objawy sklerozy,!

Nic widziałem uczonego profesora, który byłby tak skompleksowany zazdrością jak Bochnak, a równocześnie tak się lenił na zajmowanych stanowiskach.

Bochnak zmarł na serce na wiosnę 1974 roku, po długiej chorobie.

Herberta Kopca rozważania o prawdzie, wolności, wartościach

1

Herberta Kopca rozważania o prawdzie, wolności, wartościach

na spotkaniu w Dworku Białoprądnickim w Krakowie, 10 grudnia 2014 r.

(zdjęcia i wideo – Józef Wieczorek)

2